Gibraltar – wycieczka na koniec Europy

Widok na Gibraltar z małpką

Panorama Gibraltaru z małpką / fot. seeplaces.com

Nasz kontynent posiada kilka mikropaństw, o których najczęściej słyszymy przy okazji wydarzeń sportowych. Na codzień nie pamiętamy o takich miejscach jak Andora, Luksemburg czy tytułowy Gibraltar. Śmiem zaryzykować stwierdzeniem, że wielu z nas nie ma pojęcia gdzie one się znajdują. Do momentu wycieczki do Malagi, sama nie wiedziałam gdzie leży to brytyjskie terytorium. Na szczęście tam dotarłam i chętnie opowiem Wam, jak było.

Zacznijmy od zarysu historycznego. Pierwszy raz o Gibraltarze stało się głośniej w 711, kiedy to arabski władca Tarik ibn Zijad rozpoczął podbój Półwyspu Iberyjskiego. Przez kolejne lata i wieki spory i batalie pomiędzy nim a chrześcijanami zamieszkującmi ten teren wytrwale się ciągnęły. Od 1309 roku wojska Maurytów kilkukrotnie podejmowały się oblężenia ziemi Kastlijczyków. Po ósmej próbie, chrześcijanie znowu panowali nad rejonem jednak spory pomiędzy książetami nie pozwalały na spokojne życie. Koniec końców, w 1501 roku Izabela I Katolicka podpisała dekret o przyłączeniu Gibraltaru do Korony Hiszpanii.

Gibraltar na mapie /screenschot z Google Maps

No dobrze, ale skąd zatem ta Wielka Brytania? Musimy przenieść się dwa wieki dalej, do wojen o sukcesję hiszpańską. W 1704 roku sprzymierzone wojska brytyjczyków i holendrów podbiły gibraltarskie terytorium. Dziewięć lat później – na mocy traktatu pokojowego w Ultrechcie – Gibraltar został przekazany Wielkiej Brytanii „na wieczność”. Przechodząc o kolejne dwa stulecia, stał się on bardzo ważnym miejscem w trakcie Drugiej Wojny Światowej. Brytyjczycy stworzyli tam bazę wojskową, blokującą Hiszpanom dostęp do Morza Śródziemnego.

Jak zatem identyfikują się Gibraltarczycy? W 1967 i 2002 roku zostały przeprowadzone referenda w spawie przyjęcia hiszpańskiej jurysdykcji. Oba zakończyły się sprzeciwem głosujących. Jednak między tymi dwoma państwami nie ma złej krwi. Mieszkańcy są dumni ze swojego pochodzenia, chociaż bardzo duża część z nich to hiszpańscy imigranci. Od kilku osób usłyszałam też, że wielu starszych Hiszpanów decyduje się na starość zamieszkać na samym końcu Europy. Mimo, że ten półwysep to jedynie 6,7 km², posiada wszystko, czego potrzebuje kraj. Zamknięty w jednym mieście, ale w pełni zaspokajający wszystkie potrzeby, z lotnictwem na czele.

Widok na górę The Rock / fot. Shutterstock

Tak, Gibraltar ma swoje lotnisko. Co ciekawe, przez wiele lat stanowiło ono główną drogę wjazdową do kraju. Na porządku dziennym było zamknięcie przejścia granicznego z powodu startu samolotu. Aktualnie trwają prace nad przebudową i oba te elementy są niezależne. A skoro już przy wjeździe jesteśmy – nie zapomijcie o zabraniu dokumentów tożsamości! Będą czekały na Was dwie kontrole – hiszpańskiej i gibraltarskiej policji. Na szczęście w 2020 roku Wielka Brytania i Hiszpania osiągnęły porozumienie w sprawie przyłączenia Gibraltaru do strefy Schengen dzięki czemu, nie musicie posiadać paszportu.

Przejechaliśmy bezproblemowo przez kontrolę i co dalej? Uspokajam wszystkich kierowców – mimo, że kraj posiada brytyjskie naleciałości w postaci waluty bądź języka, ruch drogowy nie jest lewostronny. Idąc ulicą nie usłyszymy jednak czystego angielskiego, ale coś w postaci spanglisha. Jest to połączenie hiszpańskiego z angielskim, które obywatelom Gibraltaru przychodzi bardzo naturalnie. Ciekawym doświadczeniem jest przejście się miastem i podsłuchiwanie dialogów, których rozumiecie jedynie część. Nie bójcie się o złapaniu Was na gorącym uczynku. Mentalność Gibraltarczycy mają równie wesołą i ciepłą jak ich sąsiedzi. W niemal każdym sklepie ekspedienci pytali nas skąd jesteśmy i rekomendowali różne aktywności.

Main Street czyli głóna ulica miasto-państwa / fot. Michał Solarczyk

Rzecz – a właściwie zwierzątko – które najbardziej kojarzy się z bohaterem tego tekstu to małpki. A dokładniej magoty. Żyją one główie na najwyższej – i jedynej – górze tego kraju, nazwanej The Rock. Wizualnie w pełni się to zgadza – wygląda ona jak gigantyczny kamień na sterydach postawiony w centrum miasta. Co prawda, jest to „jedynie” 426 metrów, jednak robi on niesmowite wrażenie. Jeśli jednak nie należycie do górowłazów, możecie skorzystać z kolejki, która zawiezie Was na szczyt w mniej niż 10 sekund. Po tym czasie traficie do kamiennej twierdzy, którą oblegają te śliczne stworzenia. Pamiętajcie jednak, że wciąż są to dzikie i żywe istoty stąd jedynie podziwianie ich jest dozwolone. Próby dotknięcia bądź sprowokowania małpek, mogą być nie tylko nieprzyjemne w konsekwencji dla prowodyra, ale i wasza wycieczka może zakończyć się szybciej.

Magot rodem z Gibraltaru / fot. archiwum prywatne

Samymi magotami człowiek nie żyje. Co zatem warto zobaczyć? Przez centrum miasta ciągnie się Main Street, która (jak sama nazwa wskazuje) jest głównym miejscem wszelakich restauracji, sklepików i punktów dla turystów. Architektura znacząco przypomina tę hiszpańską, co nie powinno nikogo dziwić. Budynki są jasne, a kamienny deptak z obu stron zakończony jest małymi placami. W pewnym punkcie ulicy, znajduje się katedra. Tak malutka i wpasowująca się w resztę budowli, że jedynie poprzez mapę zauważyliśmy jej istnienie. Samo miasto jest urocze i kameralne, idealne na jednodniową wycieczkę. Jeśli jesteście lekko zawiedzeni, że „jak to? Cały kraj oferuje jedynie tyle?” dodam, że ten cały kraj posiada 34 tysiące mieszkańców. Żeby pokazać Wam skalę – Dzierżoniów posiada zbliżoną liczbę. Podejrzewam, że tylko Dolnoślązacy mają pojęcie, o jakim miasteczku mówię. A w Gibraltarze znajdziemy inny polski akcent – mianowicie obok Europa Point (czyli najbardziej wysuniętym na południe miejscu Starego Kontynentu) znajduje się pomnik Władysława Sikorskiego.

Pomnik gennerała Władysław Sikorskiego przy Europa Point / fot. Wikiphoto
Luiza Di Felici
Luiza Di Felici
Hej, jestem Luiza! Kocham podróżowanie do miejsc nieoczywistych (najlepiej tylko z plecakiem, tak po studencku). Opowiem Wam o prawdziwych perełkach Europy.

Comments are closed.