Zima w Albanii – dlaczego warto?

Zima w Albanii – dlaczego warto?

Albania

Albania - nieodkyte piękno / fot. Milos Kubus

- Reklama -

W ostatnich latach zainteresowanie wycieczkami do Albanii gwałtownie wzrosło. Nic dziwnego – ceny niższe, tłumy mniejsze, a Morze Adriatyckie takie samo, co we Włoszech. To, że podróżowanie poza sezonem jest o niebo lepsze, wiemy niemal wszyscy. Jednak jak duże są to różnice w kontekście tego bałkańskiego kraju? I dlaczego warto polecieć tam na przykład w lutym?

Albania nigdy nie stanowiła elity wśród krajów turystycznych. Poziom ubóstwa jest w nim całkiem spory, a i krążą plotki o niebezpieczeństwie. Na szczęście w ostatnich latach państwo poszło o dwa kroki do przodu, będąc przyjemniejszym dla oka i turysty. Główną wizytówką oczywiście jest stolica – Tirana. Miejsce niezwykle kolorowe, wielokulturowe i otwarte. Ale po kolei, zacznijmy od samego dostania się do niej.

Pomnik Alexandra Skanderberga / fot. Shutterstock

Pierwszą i jedną z ważniejszych rzeczy jest fakt, że Albania nie jest w Unii Europejskiej, ani w strefie Schengen. Na szczęście jednak możliwy jest bezwizowy wjazd – co nie zmienia faktu, że na lotnisku będziemy kontrolowani bardziej. Warto też wymienić pieniądze przed przylotem. Sama używając karty wielowalutowej ominęłam ten fakt, co później kosztowało mnie oddaniem paru euro na rzecz prowizji w bankomatach. I na wycieczki do tej maszyny również warto się przygotować. W większości miejsc niemożliwa jest płatność kartą, a jeżeli już to w grę wchodzą jedynie transakcje powyżej dziesięciu euro. Co opłaca się lokalnym sprzedawcom, zwłaszcza że ich waluta – lek albański – jest bardzo słaba.

Jesteśmy już w stolicy i Tirana wita nas swoją skrajnością. Z jednej strony widzimy stare autobusy (bez klimatyzacji) zawożące podróżnych do centrum. Z drugiej – wszelkie ubery i taksówki, głównie w formie starych mercedesów. Mit o zamiłowaniu do tych samochodów nie wziął się znikąd i wciąż jest aktualny. Lotnisko jest całkiem blisko głównej części miasta także podróż mija szybko i kończy się na Placu Skanderberga. Był on jednym z najbardziej wpływowych przywódców, a przez wielu nazywany jest również bohaterem narodowym. Nic zatem dziwnego, że właśnie wokół tego placu znajdują się najważniejsze budynki. Od Opery, Biblioteki i Muzeum Narodowego (z mozaiką obrazującą pokolenia Albańczyków walczące o niepodległość), po meczet Ethema Beja. Tak, Albania jest głównie krajem muzułmańskim, ale wbrew wszelkim plotkom – jest to bardzo bezpieczne miejsce.

Międzypokoleniowa mozaika na fasadzie Muzeum Narodowegoo / fot. stacjabalkany.com

Paradoksalnie do wcześniejszych zdań, Albańczycy kochają Matkę Teresę z Kalkuty. Urodziła się ona w Imperium Osmańskim, na terenie dzisiejszej Macedonii Północnej, ale w pełni identyfikowała się z krajem Czarnego Orła. Jej imieniem nazwane jest lotnisko, a i mnogość pomników i pamiątek z jej osobą jest gigantyczna. Pomimo różnic religijnych, Albania jest krajem spokojnym i wszelkie waśnie raczej nie wychodzą poza ściany domów. Otwartość (nie tylko religijna) jest zdecydowanie słowem idealnie pasującym do tego kraju jak żadne inne. Kolejnym w hierarchni na pewno będzie skrajność.

Jak wspomniałam, Tirana jest miejscem bardzo kolorowym. Najlepszym tego przykładem będzie… piramida. Powstała jako symbol zwycięstwa Albani nad reżimem komunistycznym. Wewnątrz znajduje się muzeum Envera Hodży – lidera ruchu oporu i dyktatora. Budowla jest modernistyczna i niezwykle kolorowa. Na jej szczyt można dotrzeć schodami, otaczanymi kolorami błękitu, fioletu czy pomarańczy. Z samej góry widać panoramę miasta, ale i biedne jego aspekty. Jeszcze bardziej z nimi spotkamy się jadąc do albańskiego odpowiednika Kołobrzegu czyli Durres.

Piramida to jedno z obowiązkowych miejsc na mapie Tirany / fot. archwium prywatne

Niecałe 40 kilometrów od stolicy znajduje się ulubione miejsce wszelkich wczasowiczów – a główną ich część zajmują Włosi. Zarabiający w euro sąsiedzi mogą pokusić się na wiele luksusów, z mieszkaniem na jachcie na czele. Stąd promenada nad morzem pełna jest wszelakich budek z pamiątkami, kawiarni czy restauracji. Na przestrzeni miesięcy zimowych, temperatura oscyluje w granicach 20-25 stopni Celsjusza, co tymbardziej motywuje do wycieczki poza sezonem. Z łatwością znajdzie się też miejsce na Wasz ręcznik i parawan, co w lipcu nie jest takie oczywiste. Ale każdy raj ma swój zakazany owoc. A bardziej tylną część choinki.

Przekonanie, że poznasz kraj dopiero gdy opuścisz turystyczne miejsca jest jednym z moich maksym w trakcie podróży. Z turystycznej plaży przetransferowałam się niespełna dwa kilometry dalej by zobaczyć widok chwytający za serce (do tej pory znany mi jedynie z filmów). W starych, małych, sypiących się domkach siedzieli starsi ludzie. Często schorowani jednak wciąż wykonujący proste prace domowe. Zamiast płotu – zwykła blacha. Często brak drzwi – bo co można im zabrać? Na ulicy (a raczej ścieżce pełnej śmieci i kurzu) ich wnuki kopią kamienie marząc o piłkarskiej karierze. Brak butów rekompensuje liczne blizny i złamane paznokcie u stóp. Czy ten widok boli? Nie. Ten widok uświadamia jak wiele szczęścia mamy w życiu i jak uśmiechnięte buzie tych malców są niewinne i szczęśliwe. Z szacunku do tych osób, nie wykonałam żadnych zdjęć w tamtym miejscu, a robienie przysłowiowych zasięgów na ludzkiej krzywdzie bardzo gryzie się z moim podejściem. Te uśmiechy jednak zapamiętam do końca życia.

Jeden z luksusowych hoteli w Durres / fot. archiwum prywatne

Po tej wycieczce, odwiedziłam jeszcze Elsaban. Miasteczko niezwykle małe, ale słynące z twierdzy. Aktualnie zamienionej w dwupoziomową restaurację wewnątrz ruin, otoczoną pięknym ogrodem. Poza murami, jest to jednak mała aglomeracja i tutaj mamy już lekki skok cywilizacyjny. Termin „wegetarianizm” wciąż był dla nich obcy, a kobieta z większym dekoltem albo chociażby odkrytymi ramionami, musiała liczyć się z komentarzem rdzennych muzułmanów. Ewentualnie z klaksonem i krzykiem panów w starych mercedesach. W tej mieścinie wiele było straganów i wszelakich bazarów, a kawiarnie czy bary tworzon były bardziej pod spotkania z przyjaciółmi niż obsługę klienta. Trafiłam do jednego z takich miejsc gdzie w południe w dzień roboczy, grupka kumpli wesoło śmiała się nad kawą. Gdy jednak zamówiłam coś dla siebie, miałam wrażenie, że im przeszkadzam i raczej nie jestem proszonym gościem.

Elsaban z ruinami na czele / fot. Shutterstock

Na co jeszcze warto się przygotować? Na problemy z komunikacją. Bardzo duża część Albańczyków mówi jedynie w swoim ojczystym języku. W Tiranie nie jest jeszcze źle dzięki nastawieniu na turystykę. Jednak zdarzają się sytuacje gdy z handalrzem szybciej dogadasz się międzynardowym systemem pokazywania niż po angielsku. Zbawienny będzie język włoski. Oprócz tego, że wiele osób się nim posługuje, to język albański na papierze jest całkiem podobny. Stąd można między innymi zrozumieć jakie danie się zamawia czy o której zakończy się doba hotelowa. Im dalej od Tirany, tym problem z komunikacją będzie się zwiększał.

Wartym odnotowania jest zjawisko znane mi z Węgier. Ich forinty są bardzo słabą walutą, słabszą nawet od leków albańskich. Stąd też gdy pokusicie się na większe zakupy bądź zapłacenie banknotem o dużym nominale, nie dziwcie się, że bez słowa Wasza reszta będzie lekko zmniejszona. Często jest to przy okazji nieokrągłych końcówek typu 2 cz 3 leki. Nie ma się jednak o co kłócić gdyż w najgorszym wypadku będziemy stratni o całe 18 groszy.

Kolorowe balkony i budynki to norma w Albanii / fot. archwium prywatne

Chociaż ostatnie akapity nie brzmią zbyt optymistycznie, czas na coś co zdecydowanie przekona Was do zimowej wycieczki. Oczywiście mówię tu o pieniądzach. Same loty z różnych lotnisk należą do tych tańszych i łatwo jest znaleźć poniżej 200 PLN. Drugie tyle możemy poświęcić za 3 doby w trzygwiazdkowym hotelu w centrum stolicy. Fajnie, co? Auto na ten sam okres czasu wypożyczymy za jedyne 40 euro, w depozycie zostawiając 90 euro. Pani z wypożyczalni sama powiedziała mi, że w okresie letnim, ten sam automobil wynajęty byłby za minimum 150 euro. Kilka mam doświadczeń z wynajmem samochodów za granicą, ale tak niskich cen i depozytów nie znalazłam nigdzie. Skoro już nocleg i transport mamy a sobą, czas na posiłek. Kawa oscyluje w granicach 2-4 złotych, a viralowe crossainty z pistacją znajdziemy za 5 złotych. Za typowi albański obiad z piwem wykosztujemy się całe 25 złotych. Tak, wciąż mówię o miejscach w centrum stolicy. Więc gdy Wasz portfel nie pęka w szwach, a zimą brakuje Wam ciepła – Albania może stać się wybawieniem!

Luiza Di Felici
Luiza Di Felici
Hej, jestem Luiza! Kocham podróżowanie do miejsc nieoczywistych (najlepiej tylko z plecakiem, tak po studencku). Opowiem Wam o prawdziwych perełkach Europy.
- Reklama -

Komentarze są wyłączone.